Sohan Dutta: To było wzbogacające doświadczenie. Byłem szczęśliwy, że go spotkałem, ponieważ miałem poczucie, że jego system wartości koresponduje z tym, co wpajano nam w czasach studenckich na uniwersytecie Baby. W ciągu tych 40 minut nie myślałem o zwycięstwie. Po prostu cieszyłem się tym całym doświadczeniem.
Gdy tylko Nitin Paranjpe zobaczył, że uzyskałem tytuł magistra w Instytucie Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai, zapytał mnie o wartości, jakie uosabia instytut oraz o wpływ, jaki na mnie wywarł. Tak więc zakończyliśmy rozmowę obejmującą szeroki zakres tematów, od fizyki po rolę podstawowych wartości ludzkich - prawdy, prawości, pokoju i miłości w biznesie!
Sohan Dutta w studiu Radia Sai, październik 2012 roku.
Jedną z rzeczy, o których mówiłem, było praktykowanie naszego systemu wartości w świecie korporacji. Uważam, że jest to coś, co odróżnia nas od wielu innych.
Oto prosty przykład. Pracowałem w firmie informatycznej. Klient postanowił kupić nową wersję jednego z naszych produktów. W trakcie przeprowadzania testów w oprogramowaniu znaleźliśmy wirusy, których klient najprawdopodobniej nie zauważyłby ani nie odkrył. Lecz zmierzyłem się z problemem, poinformowałem klienta o wirusach i od razu zapewniłem go, że szybko naprawimy aplikację.
Taka postawa pomaga nam zdobywać zaufanie klientów i na dłuższą metę otrzymujemy od nich znacznie więcej projektów do realizacji. Zaufanie to nieoceniona wartość niezależnie od tego, czy mówimy o interesach czy o życiu osobistym, a fundamentem tego zaufania jest satja, czyli prawda.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że gdy dzieliłem się swoimi spostrzeżeniami, pan Paranjpe wyciągnął notes i zaczął robić notatki!
Przed rozmową z panem Paranjpe miało miejsce jeszcze jedno ciekawe zdarzenie. Nasze spotkanie zaplanowano na godzinę 11.00 w Mumbaju, dokąd musiałem przybyć z Bangalore. Zgodnie z planem lot miałem o godzinie 6.15, a o 7.45 lądowanie w Mumbaju. To dawało mi dość czasu, aby przygotować się do rozmowy, przebrać się w garnitur i dojechać na miejsce spotkania. Jednak ku mojemu zdziwieniu, po wejściu na pokład samolotu pilot zakomunikował, że nie możemy wystartować z powodu złych warunków atmosferycznych. W związku z tym lot z Bengaluru został wstrzymany na dwie godziny!
Sohan na ceremonii wręczenia nagród dla laureatów programu The Economic Times Young Leaders Programme.
Sohan klęczy na podłodze (trzeci z lewej).
Zamiast przylecieć do Mumbaju o godzinie 7.45, na miejscu byłem o 10.00. Zmieniłem wszystkie swoje plany - zrezygnowałem z wizyty w domu moich krewnych, aby odświeżyć się po podróży i udałem się prosto na miejsce spotkania. Chociaż nigdy wcześniej tam nie byłem, zdążyłem na czas, pięć minut przed 11.00.
Po przyjeździe chciałem pójść do toalety przebrać się w garnitur, ponieważ miałem na sobie dżinsy i marynarkę, a w ręce niosłem bagaż. Lecz nagle drzwi pokoju konferencyjnego otworzyły się i pojawił się w nich pan Nitin Paranjpe wywołując moje nazwisko. Byłem zupełnie nieprzygotowany. Wyjaśniłem mu sytuację. Na szczęście zgodził się dać mi kilka minut na zmianę ubrania.
Jednak kiedy szedłem w stronę toalety, pan Paranjpe zawołał mnie ponownie i zasugerował, abyśmy niezwłocznie udali się na rozmowę. Tak więc nie miałem innego wyjścia, jak tylko pójść na tak ważną rozmowę w nieoficjalnym stroju i z bagażem w rękach!
Wspominając to zdarzenie, czuję że był to kolejny przykład, który wyraźnie ukazał dobrodziejstwo nauki, jaką Baba przekazywał nam w czasach studenckich. Przypomniałem sobie dni po skończeniu studiów, gdy Swami niespodziewanie poprosił nas, abyśmy wystawili przedstawienie czy sztukę i całość musieliśmy przygotować w dwa dni. Pisanie scenariusza, wykonanie kostiumów, zrobienie dekoracji do prób - wszystko odbyło się w ciągu 48 godzin!
Sohan Dutta i dyrektor generalny firmy Hindustan Unilever Limited, Nitin Paranjpe, który rozmawiał z nim na ostatnim etapie the Young Leaders Programme.
Dzięki latom spędzonym w koledżu Baby, całe to zamieszanie przed tak ważną rozmową, nie wytrąciło mnie z równowagi.
Właściwie z powodu różnych wcześniejszych zajęć, naprawdę nie mogłem przygotować się do tej rozmowy tak dobrze, jakbym sobie tego życzył. Dlatego czas, wynikający z dwugodzinnego opóźnienia mojego lotu, poświęciłem na rozważania na temat słów "lider" (ang. leader) i "przywództwo" (ang. leadership). Spojrzałem na słowo "lider" jak na akronim i próbowałem przyporządkować po 1-2 wyrazy do każdej litery tego pojęcia.
Zacząłem od pierwszej litery "L" (ang. love - miłość) i miałem poczucie, że oznacza ona miłość do wykonywanej pracy. Jeśli nie jesteś oddany temu, co robisz, nie będziesz w stanie się zmobilizować, a także zmotywować swojego zespołu. Być może na krótką metę motywująco wpłynie na ciebie wynagrodzenie, jakie otrzymujesz, lecz w dłuższej perspektywie to miłość do wykonywanej pracy pomoże ci się zmobilizować i zdopingować innych.
Miłość dla pracy. Jeśli nie jesteś oddany temu, co robisz, nie będziesz w stanie się zmobilizować, a także zmotywować swojego zespołu.
W wyrazie "przywództwo" (ang. leadership) litera "L" powinna według mnie wskazywać "naukę" (ang. learn - uczyć się), ponieważ uczenie się jest czymś, co musimy robić stale, a nawet w każdej chwili. Jeśli pewnego dnia człowiek pomyśli, że wie wszystko, będzie to dzień, w którym zatrzymał się w rozwoju i wybrał drogę ku upadkowi. Jako lider nigdy nie powinieneś sądzić, że niczego nie nauczysz się od twojego młodego pracownika lub kolegi z pracy, aby nie patrzyli na ciebie z pogardą, jeśli będziesz tak postępował.
Następną literą jest "E". Dwa słowa, które przychodzą mi na myśl to "empatia" (ang. empathy) i "bezinteresowność" (ang. egolessness). Bardzo często ludzie traktują współodczuwanie jako synonim współczucia. Jednak wcale tak nie jest. Współczucie to uczucie skierowane do drugiej osoby. Natomiast współodczuwanie to uczucie, jakie żywi sam człowiek.
Wykazywanie empatii jest niezwykle istotne w świecie korporacji. Jeśli utożsamiasz się z innymi, lepiej rozumiesz swoich kolegów z pracy, swoich pracowników i swoich przełożonych. Lepiej rozumiesz także swoich klientów i ich oczekiwania. Zdajesz sobie również sprawę, że biznes utrzymuje się zazwyczaj, aby służyć klientom i społeczeństwu. Zatem każde działanie podejmuje się, mając na uwadze dobro ogółu. Teraz można osiągnąć szczęście.
Następnie pojawia się bezinteresowność (ang. egolessness). Niejednokrotnie uczestnicząc we wspólnych spotkaniach w firmie wdajesz się w dyskusje, starając się znaleźć rozwiązania dla pewnych organizacyjnych wyzwań. Jeśli w takich sytuacjach nie nauczysz się wykraczać poza swoje małe "ego", nigdy nie zwrócisz uwagi na pomysły proponowane przez innych, które mogą okazać się naprawdę bardzo dobre dla organizacji pracy.
Bezinteresowność. Jeśli nie nauczysz się wykraczać poza swoje małe "ego", nigdy nie zwrócisz uwagi na pomysły proponowane przez innych, które mogą okazać się naprawdę bardzo dobre dla organizacji pracy.
Kolejna litera to "A". Dla mnie symbolizuje ona przenikliwość (ang. acumen) i nastawienie (ang. attitude). Przenikliwość w biznesie jest bardzo ważna niezależnie od tego, czy prowadzisz małą firmę czy imperium warte miliard dolarów. Przenikliwość oznacza zdolność przyjęcia całościowego spojrzenia na to, w jaki sposób wszelkie twoje działania wpłyną na każdego udziałowca, a nie tylko na akcjonariuszy. To pozwoli ci podejmować decyzje z uwzględnieniem dobra ogółu.
Przenikliwość obejmuje również umiejętność dochodzenia do sedna sprawy, określania kilku kluczowych elementów prowadzonej przez ciebie działalności, co z kolei uprości sprawy, które wyglądały na skomplikowane. Kto zdobędzie tę umiejętność, stwierdzi, że łatwo jest kierować ludźmi i na pewno będzie dobrym liderem.
Później przychodzi nastawienie (ang. attitude), które z natury jest bardzo zaraźliwe. Jeśli masz pozytywne nastawienie, taką samą postawę zaszczepisz w ludziach z twojego otoczenia. Ten proces może zająć trochę czasu, ale w pewnym momencie na pewno zostanie zrealizowany. Doświadczyłem tego osobiście.
Wiele razy w czasie swojej pracy spotkałem się z sytuacją, w której kończysz jedną sprawę, aby znaleźć o wiele więcej nierozwiązanych kwestii. W takich okolicznościach jesteś pod presją zbliżających się terminów i związanych z nimi wyzwań. To zupełnie normalne, że wtedy zaczynasz wierzyć, iż problemów nie da się rozwiązać. Jednak doświadczenie nauczyło mnie, że zachowanie pozytywnego nastawienia w takich sytuacjach, pomaga nam poszukać innych możliwości, myśleć kreatywnie i w końcu znaleźć rozwiązanie, którego na początku w ogóle nie braliśmy pod uwagę!
Nastawienie. Pozytywne nastawienie powoduje, że ludzie z twojego otoczenia przyjmują taką samą postawę.
Litera "D" oznacza kierowanie (ang. direction) i rozróżnianie (ang. discrimination). Kiedy odczuwamy potrzebę posiadania lidera? Kiedy nie ma pewności co do przyszłości, a w grupie dochodzi do nieporozumień. W takich chwilach liczysz na kogoś, kto potrafi zrozumieć odmienne pomysły i nadać jasny kierunek, kogoś, kto jest gotowy ponieść wkalkulowane ryzyko.
Lider to ktoś, kto doceni swój zespół za wszystkie sukcesy, ale też weźmie na siebie całą odpowiedzialność za porażkę. Lider może to zrobić, jeśli tylko nauczy się przedkładać interes większości nad własne korzyści.
"D" znaczy również rozróżnianie (ang. discrimination). Mówiąc wprost, jest to wybór postępowania, które uważasz za właściwe ponad działaniem, które uznajesz w danej sytuacji za złe, bez względu na konsekwencje. Rozróżnianie wymaga słuchania własnego sumienia i przestrzegania podstawowych wartości ludzkich jako podłoża wszelkich twoich czynów. Oznacza to, że trzeba mieć na uwadze długoterminowe cele i korzyści, a nie krótkotrwałe zyski.
To będzie wymagające, ponieważ czasami cały twój zespół może ponieść jakąś stratę na krótką metę. Jednak w takiej chwili z pomocą przychodzi przesłanie Baby odnoszące się do kierowania - "Być, czynić, mówić".
Prawić kazania jest bardzo łatwo. Lecz jeśli praktykujesz to, co głosisz, wtedy ma to ogromny wpływ. Dla przykładu, kiedy jesteś liderem, budujesz wiarygodność u ludzi wokół siebie, wtedy oni powoli zaczynają ufać twoim decyzjom, które na pierwszy rzut oka mogą przynieść negatywne skutki. Ja sam jestem bardzo szczęśliwy, ponieważ zawsze kiedy waham się przed podjęciem decyzji, zostawiam wszystkie sprawy Babie, a on w jakiś sposób mnie prowadzi.
Zarządzanie. Lider to ktoś, kto doceni swój zespół za wszystkie sukcesy, ale też weźmie na siebie całą odpowiedzialność za porażkę. Lider może to zrobić, jeśli tylko nauczy się przedkładać interes większości nad własne korzyści.
W istocie takie było moje podejście nawet do tej ważnej rozmowy. W pewnej chwili pan Paranjpe zadał mi pytanie: "Co zrobisz, jak wygrasz?". Powiedziałem, że przede wszystkim ofiaruję to zwycięstwo Swamiemu. W dalszej kolejności przyznam triumf instytutowi Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai i pracującym tam nauczycielom, którzy włożyli bardzo wiele wysiłku w moje wychowanie. Na końcu zadedykuję ten sukces moim rodzicom.
Lecz gdy sprawy potoczą się inaczej - powiedziałem panu Paranjpe - będę żył tak jak dotychczas i nadal pracował, aby zrealizować cele swojego życia. Dlatego bez względu na to, czy wygram czy też nie, nie będzie to miało większego wpływu na moje życie.
Wracając do słowa lider (ang. leader), litera "E" oznacza swobodę działania (ang. empowerment) i entuzjazm (ang. enthusiasm). W moim przekonaniu, gdy kierujesz grupą ludzi, nie wystarczy jeśli udzielasz im wskazówek. Obowiązkiem lidera jest pomagać każdemu członkowi zespołu, aby mógł wzrastać. I właśnie tutaj jest miejsce na swobodę działania. Jeśli pozwolisz ludziom działać i przydzielisz im więcej obowiązków, pomożesz im wzrastać. Nie chodzi tylko o to, aby zakończyć realizację zadania, ale także o to, aby pomóc ludziom rozwijać się na drodze kariery zawodowej. Wówczas będą czuli się bardziej zaangażowani i związani z pracą i będzie im z tym dobrze. Da im to ogromną satysfakcję z pracy.
Dla przykładu, wielokrotnie zdarzało się, że zarzuciłem zespół kilkoma zadaniami jednocześnie, aby się rozwijał. Początkowo jego członkowie sądzili, że wywieram na nich presję, lecz później przyszli i powiedzieli: "Proszę pana, nie wiedzieliśmy, że mamy potencjał do wykonania tak dużej pracy".
Po skończeniu pracy moi pracownicy są bardzo szczęśliwi i ja także jestem szczęśliwy, ponieważ miałem swój mały udział pomagając im wzrastać.
Entuzjazm. Zapał, z jakim pracujecie w zespole, wywiera pozytywny wpływ, ponieważ jeśli pracujecie jako zespół z pełnym entuzjazmem, to pojawia się efekt synergii - wartości dodanej.
Litera "E" to entuzjazm. Dla mnie entuzjazm jest bardzo istotny w każdym zespołowym wysiłku niezależnie od tego, gdzie zespół się znajduje i nad czym w danej chwili pracuje. Zapał, z jakim pracujecie w zespole, wywiera pozytywny wpływ, ponieważ jeśli pracujecie jako zespół z pełnym entuzjazmem, to pojawia się efekt synergii - wartości dodanej. Wówczas 2 + 2 nie jest 4, lecz 5.
Wreszcie "R" wskazuje na odpowiedzialność (ang. responsibility). Ludzie mówią o prawach, ale zapominają o idących ich śladem obowiązkach. Gdy człowiek sumiennie wypełnia swoje obowiązki, samoczynnie postępują za nimi prawa.
Odpowiedzialność. Ludzie mówią o prawach, ale zapominają o wynikających z nich obowiązkach. Gdy człowiek sumiennie wypełnia swoje obowiązki, samoczynnie postępują za nimi prawa.
Ostatnia, ale nie mniej ważna litera "R" symbolizuje także prawość (ang. righteousness). Dharma, uczciwość, rzetelność - wszystkie te cechy mają bardzo pozytywny wpływ. Możesz zgromadzić dużo pieniędzy, ale ważniejsze jest to, abyś mógł spokojnie spać w nocy. Nie ma znaczenia, jak miękka jest poduszka ani jaki kolor ma materac. Nawet jeśli śpisz na podłodze, powinieneś mieć twardy sen.
Mówiąc o wyrazie "ship" w słowie "leadership" (przywództwo), lider powinien posiadać umiejętność przejawiania wrodzonego potencjału. Zatem S-H-I-P znaczy "Przejawiaj swój wrodzony potencjał" (ang. Show His Innate Potential).
Leader: L - nauka i miłość do pracy, E - empatia i bezinteresowność, A - przenikliwość i pozytywne nastawienie, D - rozróżnianie i zarządzanie, E - swoboda działania i entuzjazm, R - prawość i odpowiedzialność.
Inspiracja do udziału w konkursie
Sohan Dutta: Właściwie nie byłem ani chętny ani zainteresowany konkursem, lecz kilku moich znajomych namówiło mnie do tego, abym wziął w nim udział i to za sprawą ich próśb przystąpiłem do pierwszej rundy testów, które odbyły się przez Internet. Po ogłoszeniu wyników, otrzymałem pocztą elektroniczną potwierdzenie, że znalazłem się na liście uczestników drugiej rundy.
W drugiej rundzie musiałem zdać test sprawdzający zdolności liczbowe i słowne, zdolność logicznego myślenia oraz cechy przywódcze. Aby poradzić sobie z niektórymi pytaniami, potrzebowałem kalkulatora naukowego. Ponieważ nie miałem takiego urządzenia, poprosiłem kolegę, aby mi pożyczył. Niestety, nie dostałem go na czas. Dlatego stwierdziłem, że pojawienie się na teście nie ma sensu.
Test zaplanowano na godzinę 18.30, a ja sądziłem, że dojadę do ośrodka egzaminacyjnego o 18.00. O godzinie 17.50 odebrałem telefon od jednej z moich byłych koleżanek z pracy. Przypadkiem powiedziałem jej, że jadę na test i wyraziłem się sceptycznie co do możliwości jego zaliczenia, ponieważ nie miałem ze sobą kalkulatora naukowego. To, co zdarzyło się później, było bardzo interesujące.
Wspomniana koleżanka zadzwoniła do swojego kolegi, który z kolei zatelefonował do swojego przyjaciela. Ten zupełnie mi obcy mężczyzna miał przy sobie kalkulator naukowy i zadał sobie trud pokonania sporej odległości, jaka dzieliła go od mojego ośrodka egzaminacyjnego, tylko po to, aby przekazać mi to urządzenie na kilka sekund przed rozpoczęciem testu!
W takich chwilach czujesz, że Baba ci pomaga. Bez jego ingerencji nigdy nie otrzymałbym kalkulatora w tym dniu.
A zatem zdołałem przejść drugą rundę i znalazłem się w rundzie trzeciej. Na tym etapie wszyscy finaliści musieli zmierzyć się z wieloma zadaniami. Zaczęło się od serii autoprezentacji. Gdy inni uczestnicy zaczęli mówić o swoich funkcjach, czułem się trochę niepewny. Wszyscy ci ludzie mieli na swoim koncie o wiele większe osiągnięcia niż ja. Byłem tylko asystentem menedżera projektu. Poza tym, wielu uczestników nigdy nawet nie słyszało nazwy naszego uniwersytetu. Jednak gdy w końcu nadeszła moja kolej, poczułem, że Swami wszystkim się zajął; sprawy poszły dobrze. Później oczywiście przyszedł czas na rundę finałową, w której rozmowę ze mną przeprowadził pan Nitin Paranjpe. Opowiadałem wcześniej, jaką znaczącą rolę odegrał Swami, pomagając mi wygrać z łatwością także i ten etap.
Wspomnienia z czasów spędzonych na Uniwersytecie Baby
Sohan Dutta: Pierwszą rzeczą, do jakiej musiałem się dostosować, było zdyscyplinowane życie w internacie. Po przyjeździe z Kalkuty, gdzie przyzwyczaiłem się do bardzo luźnego planu zajęć, niełatwo było tutaj zamieszkać. W istocie kilka dni po przyjeździe pomyślałem o wyjeździe. Ustalony porządek, jaki tutaj panuje, to było dla mnie nieco za dużo.
Zaraz na początku roku akademickiego wzięliśmy udział w letnim kursie indyjskiej kultury i duchowości. W tamtym okresie liczba osób zakwaterowanych w pokoju, w którym zwykle mieszkało 14-15 chłopców, wzrosła dwukrotnie. Po raz pierwszy przebywałem daleko od rodziców, a warunki panujące wówczas w internacie w ogóle nie ułatwiały mi tego rozstania.
W istocie moi rodzice i krewni spodziewali się, że mogę wrócić do domu. Pierwszego dnia letniego kursu, gdy moi rodzice wracali do domu, pomyślałem, że pojadę z nimi.
Jednak tego ranka tak się złożyło, że usiadłem w pierwszym rzędzie na darszanie. Kiedy Swami przyszedł, powoli zbliżył się do miejsca, w którym siedziałem, nie powiedział ani słowa tylko patrzył mi głęboko w oczy prawie przez 20-25 sekund. To mnie odmieniło. Powiedziałem rodzicom, że nie jadę z nimi do domu. Wtedy pomyślałem, że być może wyjadę z Prasanthi, gdy letni kurs dobiegnie końca.
Letni kurs się skończył i upłynął także pierwszy semestr. Prawdę mówiąc, kilku moich współlokatorów sądziło, że nie przyjadę tutaj po feriach po pierwszym semestrze. A jednak wróciłem. I zanim zdałem sobie z tego sprawę, spędziłem 3 lata w kampusie w Bengaluru i 2 lata w Prasanthi Nilajam.
Później wyjechałem na krótko do pracy, aby wrócić na Uniwersytet na studia magisterskie. Teraz mam poczucie, że Prasanthi jest jak mój drugi dom, a właściwie wolę nazywać je moim pierwszym domem, ponieważ kiedy jestem tutaj czuję się zrelaksowany i bardzo spokojny.
Nie potrafię wyjaśnić jak doszło do tej przemiany. Jeden ważny czynnik stanowią na pewno nauczyciele, sposób, w jaki ci pomagają i cię motywują; w istocie ich poświęcenie i atmosfera, którą tworzą, przenosi cię na inny poziom.
Gdy tylko tutaj zamieszkasz, nie masz ochoty jechać w jakiekolwiek inne miejsce. Dla przykładu, moja żona po raz pierwszy przyjechała teraz do Prasanthi. Wcześniej dużo jej opowiadałem o Puttaparthi. Zupełnie nie znała Swamiego, dlatego byłem trochę zaniepokojony tym, jak ona to wszystko przyjmie.
W poniedziałek wieczorem, gdy tu przyjechaliśmy, po prostu oprowadziłem ją po tym miejscu. Domyśla się pan, co powiedziała we wtorek po porannej sesji w mandirze? "Nie mam ochoty wychodzić z mandiru!". Rzeczywiście, tego wieczoru nie czekała na mnie, abyśmy poszli do mandiru; była w środku o godzinie 16.00.
Prawdę mówiąc, planowaliśmy, że wczoraj wyruszymy do Bengaluru, ale żona usilnie prosiła mnie, abyśmy przedłużyli o jeden dzień pobyt w Prasanthi. Dlatego jestem dzisiaj tutaj!
Przebywając tu zaledwie kilka dni powiedziała mi, że czuje moc pozytywnych wibracji. To sprawia, że zastanawiam się, jaki wpływ musiały mieć na mnie te prądy w czasie mojego 7-letniego pobytu w Prasanthi.
Wspomnienia z pobytu w internacie i z przebywania z Babą w mandirze
Sohan Dutta: Och, to są najlepsze dni mojego życia! Życie jest pełne wzlotów i upadków. Lecz jeśli kiedykolwiek coś mnie niepokoi, puszczam sobie stary film wideo ze Swamim lub wspominam spotkania z nim w mandirze czy w internacie. Wtedy w ciągu kilku minut znów jestem w dobrym nastroju.
Bardzo wiele jest takich chwil, lecz podzielę się może jednym lub dwoma wspomnieniami. Jako pierwsze przychodzi mi na myśl pewne doświadczenie, kiedy Swami ostro zganił mnie we śnie. Było to w trakcie pierwszego semestru studiów licencjackich. Miałem bardzo zły nawyk - nigdy się nie uczyłem ani nie rozwiązywałem żadnych zadań. Przekartkowałem tylko książkę z fizyki i z matematyki, a później szedłem na egzamin pisemny.
Pewnej nocy przed egzaminem z fizyki Swami przyszedł do mnie we śnie i przywołał mnie do porządku. Powiedział mi, że w przyszłości mam się przygotowywać i uczyć przed egzaminem. Pamiętam, że ostrzeżenie było bardzo poważne, a nazwanie go "surową reprymendą" byłoby pewnego rodzaju niedomówieniem. Gdy obudziłem się rano, byłem dosłownie cały mokry od potu!
Nie trzeba chyba dodawać, że zacząłem praktykować jego nakazy i proszę mi wierzyć, że miałem coraz lepsze oceny; od tej chwili nigdy nie porzuciłem zwyczaju przygotowywania się i uczenia do egzaminów.
Kolejne piękne przeżycie, które przychodzi mi do głowy, jest bardzo bliskie mojemu sercu. Wszystko wydarzyło się 17 marca 2007 roku. W tym dniu obchodziliśmy nasz "Dzień wdzięczności" i przyszliśmy do mandiru, aby ofiarować Swamiemu prezenty.
Na tę wyjątkową okazję zrobiłem dla Swamiego wielką kartkę w kształcie serca. Kiedy nadeszła moja kolej, podszedłem do niego, by ofiarować mu moje "serce". Widniały na nim napisane przeze mnie słowa: "Moje bogactwo", ponieważ Swami często nazywa swoich studentów swoim bogactwem.
Pokazując kartkę Swamiemu, zapytałem go: "Swami, czy chcesz wiedzieć, co znajduje się w sercu twoich wielbicieli?". Wypowiadając te słowa otworzyłem kartkę, a w środku ukazało się drugie, mniejsze serce połączone z większym sercem złotą nicią. W tym mniejszym sercu było zdjęcie Swamiego obecnego w sercu każdego studenta. Odważyłem się powiedzieć: "Ty mieszkasz we wszystkich naszych sercach, Swami". W tym momencie zobaczyłem, że twarz Swamiego promienieje radością. Będę pielęgnował to wspomnienie przez całe życie.
Później dodałem: "Swami, ty zawsze obdarzasz nas wszystkim. Czy mógłbyś zatrzymać to serce?". I proszę dać mi wiarę, Swami siedział z tym sercem do końca programu, opierając na nim swoją dłoń.
Po zakończeniu uroczystości Swami udał się do pokoju rozmów i nagle zobaczyłem towarzyszącego mu w drodze do pokoju studenta, który biegnie w stronę podwyższenia. Swami specjalnie przysłał go z powrotem, aby przyniósł serce, które zostawił obok swojego krzesła.
Jak mówi Baba - więź każdego człowieka z nim opiera się na związku 'z serca do serca' i 'miłości z miłością'.
Dni spędzone w kampusie Brindawan
Z miłością wspominam również dni spędzone w kampusie Brindawan w Bengaluru. Byłem członkiem zespołu startującego w sportach ekstremalnych na jednym z dorocznych świąt sportu i kultury. Na początku było trochę strachu, zwłaszcza gdy bierzesz udział w tych wszystkich szalonych popisach na motocyklach i za kierownicą samochodów terenowych. Lecz gdzieś w środku masz świadomość, że Swami jest tutaj i będzie się tobą opiekował, więc strach znika.
W 2004 roku w trakcie pokazu na rowerze doznałem kontuzji; był to uraz tkanki miękkiej, który sprawił mi wiele kłopotów. Zażywałem środki przeciwbólowe, nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo mogą mi zaszkodzić.
Wytrzymałem w ten sposób miesiąc, może dwa, lecz w końcu nie miałem innego wyjścia, jak pójść do lekarza. Gdy obejrzał mnie specjalista, ostro mnie skrytykował za to, że tak późno szukam pomocy medycznej, chociaż jestem inteligentnym i wykształconym człowiekiem.
Dowiedziałem się, że muszę chodzić na fizykoterapię, która trwała niemal 3 tygodnie. Przez następne 6 miesięcy nie mogłem niczego podnieść lewą ręką. Jednak jestem wielkim miłośnikiem krykieta. Rozpoczęły się już sesje treningowe, a skoro poczułem, że ból się zmniejszył, postanowiłem spróbować swoich sił. Lecz po rozegraniu kilku piłek ból ponownie się wzmógł. Tym razem nie byłem w stanie pójść do lekarza ani do fizjoterapeuty, ani nawet do opiekuna roku.
Nic nie powiedziałem także rodzicom, ponieważ zmartwiliby się. Zacząłem modlić się do Swamiego. W międzyczasie ból stawał się naprawdę nie do wytrzymania. Zatem 29 sierpnia 2004 roku, w dalszym ciągu pamiętam tę datę, Swami przyszedł do mnie we śnie.
Zobaczyłem go siedzącego na podwyższeniu. Zobaczyłem samego siebie, jak wstaję i mówię Swamiemu o potwornym bólu. Słuchał uważnie, ale nic nie mówił, więc wróciłem na miejsce. Później widziałem Swamiego zmierzającego do pokoju rozmów. Tuż przed wejściem do środka usłyszałem, jak woła mnie po imieniu. Zacząłem biec w jego stronę. Gdy byłem blisko, zobaczyłem jak dwukrotnie zamachał ręką. W ten sposób zmaterializował bladożółte tabletki i dał mi je. Widziałem jak biorę te lekarstwa. Wszystko to działo się we śnie.
Nazajutrz rano po przebudzeniu ból zniknął zupełnie! Do dzisiaj nie odczuwam żadnego bólu w lewej ręce.
Zwieńczeniem tamtego wspaniałego sezonu było zwycięstwo naszej drużyny w mistrzostwach w krykieta oraz otrzymanie koszulek, którymi obdarował nas Swami!
Dlatego bez względu na to, czy problem jest mały czy duży, możesz powierzyć go Swamiemu i powiedzieć: "Swami, poddaje ci się w pełni i proszę, zajmij się tym". I on to uczyni.
W naszym codziennym życiu świadomie lub nieświadomie bardzo często podejmujemy ryzyko w oparciu tylko i wyłącznie o wiarę, że on zatroszczy się o wszystko. W istocie taka postawa pomogła mi nabrać odwagi do podejmowania wielu śmiałych decyzji w przyszłości. Dodała mi śmiałości, aby sprzeciwić się nawet przełożonym w firmie, w której pracowałem, jeśli czułem, że zostały naruszone wartości.
Dla przykładu, w jednym z moich poprzednich miejsc pracy pewna sprawa urosła do takich rozmiarów, że trafiła na wyższy szczebel, ale ja trwałem przy swoim zdaniu, ponieważ wiedziałem, że mam rację. Wreszcie sprawa dotarła do dyrektora, który zorganizował spotkanie ze mną i z innymi związanymi z nią ludźmi.
Na szczęście wartości szefa korespondowały z moimi i wziął moją stronę. W ten sposób Swami zadbał o wszystko. Z sytuacji, w której potencjalnie mogłem stracić pracę, wyniknęło coś, co zadziałało na moją korzyść. Bezwarunkowo wierzę, że wszystkie nauki o wartościach i zasadach, jakie pobieraliśmy na studiach magisterskich z zarządzania na Uniwersytecie Baby, funkcjonują w prawdziwym życiu. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Opowieść o zaangażowaniu się w pewne inicjatywy społeczne w Kalkucie
Sohan Dutta: W Kalkucie doszło do spotkania kilku absolwentów uniwersytetu Baby. Na początku zaczęliśmy od małego projektu obejmującego dystrybucję wody w weekendy. Wysiadaliśmy z samochodów i rozdawaliśmy zimną wodę zarówno policjantom z drogówki, którzy pełnili służbę bez względu na spiekotę, jak i spragnionym przechodniom. Trwało to przez kilka tygodni. Lato dobiegło końca, a wraz z nim skończył się nasz projekt.
Niemniej pragnęliśmy zrobić coś więcej, ponieważ już ogarnęło nas poczucie spełnienia płynące z pracy dla Swamiego. Dowiedzieliśmy się, że w Kalkucie i w całym Bengalu Zachodnim mieszka wielu młodych ludzi, którzy są wykształceni, ale nie mają pracy. Po krótkim rozpoznaniu stwierdziliśmy, że przyczyną takiej sytuacji osób z wyższym wykształceniem jest brak odpowiedniego podejścia wymaganego u każdego człowieka ubiegającego się o dobrą posadę. Pomyśleliśmy, że pomożemy im znaleźć pracę.
W pierwszym tygodniu lipca 2009 roku byłem w Puttaparthi i skorzystałem z okazji, aby pokazać Swamiemu plan projektu, który łaskawie pobłogosławił.
Skontaktowaliśmy się z ludźmi stojącymi na czele Organizacji Śri Sathya Sai, a oni powiedzieli nam, że zadanie musimy wykonać 13 września. Jednak czasu było zbyt mało. Nie wskazaliśmy miejsca, pomocników, ani nawet grup wiekowych, z których moglibyśmy wybrać potencjalnych kandydatów. Ale gdy taka jest wola Boga, kto może ją powstrzymać!
Sprawy zaczęły się układać w całość. Wszystko przybrało realne kształty i 13 września dzięki łasce Swamiego projekt został zrealizowany. Było to wspaniałe osiągnięcie. W rzeczywistości po zakończeniu tego przedsięwzięcia musieliśmy zorganizować dużo więcej takich spotkań. Wkrótce rozszerzyliśmy warsztaty na kilka dodatkowych regionów w Bengalu Zachodnim. Większość z tych młodych ludzi później znalazła pracę w dobrych firmach.
To było naprawdę bardzo wzbogacające doświadczenie. W styczniu 2010 roku, kiedy przyjechaliśmy tutaj na zjazd absolwentów, spotkaliśmy się ze Swamim w audytorium Purnaczandra. Gdy nasza grupa podeszła do Swamiego z kartką, piękny uśmiech zatańczył na jego twarzy. Nic nie mogło sprawić nam większej radości.
Ponowne połączenie ze źródłem inspiracji - spotkanie wychowanków Prema Bandham.
Plany zawodowe na przyszłość i ostatnie przemyślenia
Szczerze mówiąc, nie myślałem za dużo o swojej przyszłości. Cały czas modlę się do Swamiego, który czyni mnie doskonałym instrumentem w swoich rękach i częścią swojej misji.
Być może przyszedł czas, kiedy my, absolwenci Uniwersytetu Baby, powinniśmy przodować w każdej dziedzinie w celu poprawienia sytuacji społeczeństwa. Swami zawsze skupiał uwagę na młodzieży i studentach i nieustannie pragnął, abyśmy stanowili ogniwa zmian. Program dla liderów młodego pokolenia (Young Leaders Programme) organizowany przez dziennik "The Economic Times" to platforma, dzięki której nasi studenci stali się znani i więcej osób dowiedziało się o Organizacji Śri Sathya Sai, jej instytucjach i wykonywanej tu pracy.
Byłoby dobrze, gdyby więcej absolwentów chętnie uczestniczyło w takich programach i przynosiło chwałę Swamiemu. Nie jesteśmy w żaden sposób zależni od kogoś z zewnątrz. Biorąc pod uwagę to wszystko, co Swami w nas zaszczepił, jesteśmy o wiele bardziej wyjątkowi, ponieważ stanowimy jego instrumenty potrzebne do zmian, które z pewnością zajdą w społeczeństwie. I jeśli będziemy mogli je przeprowadzić, by w ten sposób okazać naszą wdzięczność Swamiemu, to myślę, że będzie bardzo szczęśliwy.
http://media.radiosai.org/journals/vol_11/01AUG13/Young-Leader-Award-winner-conversation-with-Mr-Sohan-Dutta-radiosai.htm
Tłum. Dawid Kozioł
wrzesień 2013
1 Hindustan Unilever Limited - indyjska firma z siedzibą w Mumbaju, produkująca artykuły konsumpcyjne.